6 listopada: MOJA ŚMIERĆ (II)
O. Stefan Maria Manelli, FI
Wielu jest powołanych, lecz mało wybranych (Mt 22,14).
Słowo Boże mówi wyraźnie: Wielu jest powołanych. Do czego powołanych? - odpowiedź jest jasna: powołanych do zbawienia i uświęcenia, aby pójść do nieba. Słowo „wielu“ może oczywiście oznaczać także „wszystkich“ i podkreśla ono to, że Pan Bóg nikogo nie powołuje do potępienia i piekła. „Nie jest On Bogiem umarłych, lecz żywych“ (Mk 12,27).
W takim razie jednak - dlaczego tylko mało jest tych, którzy zasługują na zbawienie i na niebo? Ponieważ powołani są wolni: mogą wybrać i niestety wybierają dobrowolnie własną ruinę zamiast zbawienia. Istne szaleństwo! Wolą Bożą jest natomiast nasze zbawienie i nasze uświęcenie - toteż jednocząc naszą wolę z Jego wolą, możemy wszyscy być zbawieni i święci! Do każdego z nas należy wybór świętego życia i świętej śmierci; wybór nieba.
Święty Karol Boromeusz
Oto budujący i pouczający przykład, jaki znajdujemy w żywocie arcybiskupa Mediolanu, św. Karola Boromeusza.
Zaprosił on pewnego dnia do pałacu arcybiskupiego malarza, zlecając mu wykonanie wymownego obrazu na temat misterium śmierci. Artysta namalował śmierć jako kostuchę, odrażający szkielet pozbawiony mięsa, z czaszką bez nosa i policzków... obraz nadający się tylko do straszenia. Myślał, że o to właśnie chodziło - św. Karol miał jednak na myśli coś zupełnie innego, poprosił więc malarza o wykonanie jeszcze jednego dzieła, przedstawiającego chrześcijańską wizję śmierci.
Tym razem artysta, idąc za wskazówkami świętego biskupa, namalował konającego chorego. Na jego pogodnym obliczu widać spokój, a obok widnieje Anioł trzymający w ręku złoty klucz, by otworzyć nim bramę nieba. Zadowolony Arcybiskup kupił dla siebie ten właśnie obraz.
Święta Teresa od Dzieciątka Jezus
Niemniej budujący jest także ten epizod ze schyłku życia świętej Tereski.
Oto do celi konającej zakonnicy wszedł kapelan monasteru sióstr karmelitanek. Pragnął pocieszyć ją i zachęcić do przyjęcia śmierci i towarzyszących jej cierpień ze świętą rezygnacją. Jakież było jego zdumienie, kiedy usłyszał z jej ust:
- „Ojcze! Trzeba rezygnacji, żeby żyć; nie żeby umierać. Śmierć budzi we mnie radość; ponieważ sam Pan Jezus przychodzi po mnie. A kiedy jest się z Jezusem, nie umiera się - lecz wchodzi do życia!“
Gdybyśmy wszyscy podjęli wysiłek świętego życia, na wzór św. Tereski od Dzieciątka Jezus! U kresu życia my także znaleźlibyśmy się w sytuacji radosnego oczekiwania świętej śmierci i wiecznego nieba!
Jasnym jest jednak, że jakie życie, taka śmierć. Tak więc tylko jeśli dobre życie, to dobra śmierć. Wielu ludzi nie rozumie jednak nawet zdań tak oczywistych i tak życiodajnych, wedle zamysłu Pana Boga, który chce nas wszystkich zaprowadzić do nieba... Dają się oni usidlić powabom świata i pożądaniom ciała - tak, jak tego chce szatan, usiłujący zaprowadzić nas wszystkich do swojego piekła.
Poznać Ewangelię i żyć nią dogłębnie znaczy tyle co nawrócić się i uświęcać dzięki przemożnemu działaniu Bożej łaski, która poprzez sakramenty, modlitwę i pokutę sprawia, że umiera w nas stary Adam, a rośnie nowy Adam: Jezus Chrystus, dzięki któremu pragniemy nieba i pragniemy pójść do niego jak najszybciej, aby żyć w nim wiecznie w szczęściu Królestwa Niebieskiego.
W tym kontekście rozumie się okrzyk świętego Pawła: „Któż mnie wyzwoli z ciała śmierci?“ (Rz 7,24). Rozumie się także przykłady tylu prawdziwych chrześcijan, posuwających się do pragnienia krwawego męczeństwa, aby czym prędzej znaleźć się przy Jezusie i Maryi w Królestwie Niebieskim.
Wspomnijmy olśniewający i niewiarygodny przypadek św. Ignacego, biskupa Antiochii i męczennika, skazanego na pożarcie przez dzikie zwierzęta w Rzymie.
Święty Ignacy Antiocheński
Kiedy św. Ignacy, biskup Antiochii, eskortowany przez dziesięciu żołnierzy zbliżał się do miejsca kaźni, ruszył z młodzieńczą zuchwałością w kierunku dzikich zwierząt, aby dać się im pożreć i zginąć za Chrystusa. Niewiele wcześniej pisał do rzymian: „Kiedyż będę mógł radować się kłami okrutnych bestii? Oby pospieszyły się z zadaniem mi śmierci; niech mnie nie oszczędzają! Jeśli zaś one nie będą chciały, sam je zmuszę do rozszarpania mnie. Jestem gotów na wszystko - bylebym tylko posiadł Jezusa Chrystusa!“
Święty Tomasz Morus
Lord Kanclerz Królestwa Anglii i męczennik za wiarę katolicką św. Tomasz Morus, po dziewięciu miesiącach spędzonych w londyńskim więzieniu Tower, w dniu swojej egzekucji postanowił włożyć najświetniejsze ubranie. Ktoś zwrócił mu uwagę na niestosowność takiego zachowania, zważywszy że - zgodnie z ówczesnym obyczajem - ubiór po skazańcu otrzymywał jego kat... Święty Tomasz odparł jednak: „Nawet gdyby to odzienie było całe utkane ze złota, chętnie ofiarowałbym je katu - tak jak św. Cyprian wynagrodził swojego kata złotymi monetami“.
Gabriel Garcia Moreno
Po wygraniu wyborów w roku 1875 inny katolicki polityk, prezydent Ekwadoru Gabriel Garcia Moreno, napisał swój ostatni list do papieża bł. Piusa IX. Opisał w nim oszczerstwa, jakich przyszło mu doznać w ciągu kampanii wyborczej. Po czym dodał:
„Jakież większe szczęście może mnie spotkać od tego, bym był pogardzany i znieważany dla miłości naszego Boskiego Zbawiciela? Lecz o ileż większe szczęście, jeżeli błogosławieństwo Waszej Świątobliwości wyjedna mi w niebie łaskę przelania mojej krwi za Tego, który - będąc Bogiem - zechciał dla nas przelać Swoją na krzyżu!”
Zaledwie miesiąc później Garcia Moreno otrzymał łaskę męczeńskiej śmierci, zasztyletowany na schodach katedry w Quito przez nieprzyjaciół Kościoła. Był pierwszy piątek miesiąca, święto Przemienienia Pańskiego. Konającego, położono go u stóp katedralnego ołtarza Matki Bożej Bolesnej, gdzie zmarł przebaczając swym zabójcom.
Wspólnoty męczennic
W czasie okrutnej rewolucji francuskiej, mniszki karmelitanki z Compiègne zostały za wiarę w Chrystusa skazane na śmierć. Do gilotyny zbliżały się śpiewając Salve Regina („Witaj Królowo“). Siostry urszulanki w Valenciennes idąc na szafot śpiewały litanię do Matki Bożej, a przed egzekucją ucałowały ręce swoim katom. Siostry sakramentki, umęczone w Orange, stawiły czoła śmierci tak odważnie i pogodnie, że z ust oprawców wydarł się okrzyk: „Tylko religia może uczynić tak odważnym i tak nieugiętym!“
Święty Benedykt z Nursji
Wielkim bohaterem, do ostatniego tchnienia kochającym żarliwie Pana Jezusa był święty Benedykt opat. Płomień miłości w chwili śmierci poderwał go na nogi samą myślą, że oto zbliża się chwila spotkania z Umiłowanym. Mimo osłabienia i wycieńczenia, ostatnią resztką sił Benedykt zdołał rzeczywiście wstać - i umarł stojąc z ramionami otwartymi w geście powitania Chrystusa!
Mieli rację pierwsi chrześcijanie, nazywający dzień śmierci dies natalis, czyli dniem narodzin: to właśnie tego dnia rodzimy się do prawdziwego życia, które nie będzie miało końca. Budujące i wzruszające są słowa hymnu świętego Franciszka, który śpiewał: Laudato si’ mi’ Signore, per sora nostra morte corporale! - „Pochwalony bądź, Panie, przez siostrę naszą, śmierć cielesną“. Jako katolicy mamy wszak łaskę życia i umierania z „nadzieją pełną nieśmiertelności“ (por. Mdr 3,4).