5 listopada: MOJA ŚMIERĆ (I)
O. Stefan Maria Manelli, FI
Śmierć przeszła na wszystkich ludzi (Rz 5,12), mówi święty Paweł.
Żadna inna rzecz nie jest dla człowieka tak pewna jak śmierć. Śmierć jest dla każdego z nas prawdą namacalną i straszną, „przed którą nikt z żyjących ujść nie może“, jak woła święty Franciszek z Asyżu w swej Pieśni słonecznej.
Święty Paweł dodaje, iż „zapłatą za grzech jest śmierć“ (Rz 6,23) - i my wszyscy, potomkowie Adama i Ewy, dzieci grzechu pierworodnego, nosimy w nas tę zapłatę grzechu, jaką jest śmierć. Nie leży w mocy człowieka przewidzieć lub opóźnić swoją śmierć: po prostu musi umrzeć. Stanie się to oznaczonego dnia, bez możliwości przedłużenia życia bodaj o godzinę: „Któż z was - mówi Pan Jezus - przy całej swej trosce może choćby chwilę dołożyć do wieku swego życia?“ (Łk 12,25). I istotnie tak właśnie jest: moglibyśmy obronić się przed bombą atomową, uciec przed trzęsieniami ziemi, uratować się przed zarazą i wojną - ale nic nie możemy uczynić przeciw śmierci, skoro nadejdzie jej godzina. Wedle Bożego zamysłu bowiem, „Wszelkie ciało starzeje się jak odzienie, i to jest odwieczne prawo: na pewno umrzesz“ (Syr 14,17).
Oczywisty i znaczący jest także fragment listu św. Pawła do Hebrajczyków: „Nie mamy tutaj trwałego miasta, ale szukamy tego, które ma przyjść“ (Hbr 13,14). Nasze trwałe miasto znajduje się wszak na tamtym świecie - i będzie nim Miasto Boże albo Miasto Szatana. Jakaż więc korzyść z przywiązywania się do tej ziemi i do jej dóbr? „Przemija bowiem postać tego świata“ (1Kor 7,31); „świat zaś przemija, a z nim jego pożądliwość“ (1J 2,17).
W proch się obrócisz!
Doprawdy dziwaczny i niezdrowy jest sposób myślenia większości współczesnych nam ludzi. Śmierć jest i dzisiaj najpewniejszą ze wszystkich rzeczy - zarazem jednak tą, o której najmniej się myśli. Zamiast skorzystać z tej pewności, aby przygotować się do śmierci jak należy - my usiłujemy oddalić od nas bodaj samą tylko myśl o niej. Tak właśnie robią strusie, chowając głowę w piasek, by nie widzieć grożącego im niebezpieczeństwa. Czy myślimy rozwiązać tym sposobem problem śmierci - udając, że nie istnieje on? A może raczej takim zachowaniem ludzie - szaleni i nieświadomi! - szykują sobie koniec... godny strusiów?
Myśl o śmierci jest tymczasem naprawdę zbawienna dla chrześcijan, pomagając im „postępować w sposób godny powołania, jakim zostali wezwani“ (por. Ef 4,1) i przygotowując ich na wielki krok w bramę śmierci... Tuż po grzechu pierworodnym, sam Pan Bóg nie zwlekał wszak z objawieniem Adamowi, jakie przeznaczenie czeka teraz człowieka: „prochem jesteś i w proch się obrócisz!“ (Rdz 3,19)
Błogosławiony Pius IX
W żywocie papieża bł. Piusa IX znajdujemy dwa pouczające epizody obrazujące tę kwestię.
Pewnej damie - noszącej się z całym przepychem najnowszej mody - nadarzyła się okazja zbliżenia się do papieża. Korzystając z okazji, poprosiła go o jakąś osobistą pamiątkę. Znajdowali się jednak na drodze i Ojciec Święty nie miał ze sobą żadnego stosownego upominku. Patrząc jednak przez dłuższą chwilę na przekraczający granice dobrego smaku przepych stroju proszącej, schylił się, wziął z ziemi garść kurzu i nakreślił nim na czole damy znak krzyża, mówiąc: „Pamiętaj, że prochem jesteś i w proch się obrócisz!“. Nie mógł zapewne dać jej bardziej zbawiennej pamiątki...
Innym razem pewien książę skorzystał z okazji wyspowiadania się u papieża Piusa IX. Wytworne życie arystokraty narażone było na wiele okazji grzechu. Papież wyspowiadał go z wielką pieczołowitością, zastając penitenta w dobrym usposobieniu. Kiedy jednak przyszło do zadania pokuty, okazało się, że książę miał trudności zarówno z postem, jak i z długą modlitwą czy pielgrzymką... Wtedy papieżowi przyszła do głowy pokuta dosyć oryginalna: wręczył penitentowi złoty pierścień, na którym wygrawerowane były dwa słowa: Memento mori! („Pamiętaj, że musisz umrzeć“). Pokuta polegała na noszeniu na palcu tego pierścienia, wraz z obowiązkiem czytania napisu przynajmniej o poranku, mówiąc do siebie samego: „Może ten dzień będzie moim ostatnim“ oraz wieczorem, mówiąc: „Umrzeć... oto mój los! Czy zbawię się?“
Penitent był bardzo zadowolony z pokuty tak lekkiej, podziękował Ojcu Świętemu i obiecał mu, że każdego poranka i wieczoru będzie czytał słowa Memento mori! Te dwa słowa, powtarzane dwa razy dziennie, wystarczyły, by pomału zachęcić grzesznika do podjęcia radykalnego życia modlitwy i pokuty. Kilka lat później, spotykając znowu bł. Piusa IX, książę powiedział mu: „Wasza Świątobliwość; jestem penitentem od pierścienia... Od tamtej spowiedzi nie popełniłem żadnego grzechu śmiertelnego. Myśl o śmierci pomaga mi przezwyciężyć każdą pokusę“.
„W proch się obrócisz!“ Śmierć i proch... Pragnąć zapomnieć o tym naszym przeznaczeniu lub udawać, że się o nim nie wie, bo - jak się mówi - „samo wspomnienie o nim zatruwa życie“, oznacza uciekać w złudzenie nie tylko dziecinne, ale i tragiczne.
To złudzenie może okazać się niewybaczalne i może kosztować całą wieczność - ponieważ śmierć jest bramą wieczności.
Święci uczą nas, że to szatan czyni wszystko, co w jego mocy, aby ludzie nie myśleli o śmierci i żyli lekkomyślnie i radośnie pośród nałogów i grzechów... Diabeł dobrze wie, jak potężną bronią przeciwko pokusom jest myśl o śmierci; jak wiele sił daje ona w walce z namiętnościami; jaką mądrość wlewa w działanie chrześcijan...
Święty Józef Cafasso
Św. Józef Cafasso, zwany księdzem od szubienicy, był kapelanem skazanych na śmierć. Udawało mu się dobrze przygotować na śmierć skazańców, tłumacząc im, że poprzez szczery żal za grzechy, spowiedź sakramentalną, ducha pokuty w czasie uwięzienia, poprzez upokarzającą publiczną śmierć, a nade wszystko poprzez zgodzenie się z wolą Bożą, zadośćczynili oni Bożej sprawiedliwości i mogli mieć nadzieję pójścia bezpośrednio po śmierci do nieba. To dlatego mówił on na skazańców: „moi święci wisielcy“.
W istocie, w pewnym sensie powinniśmy... zazdrościć skazańcom - ponieważ ich życie nie kończy się niespodziewanie. Prawo wskazuje dzień i godzinę wykonania wyroku - i dlatego mają oni szczęście, mogąc dobrze przygotować się na śmierć. Dzięki temu szczęściu św. Józef Cafasso doprowadził siedemdziesięciu skazańców do śmierci godnej świętych. Mówił im: „Ja również jestem skazany na śmierć, ale nie wiem jeszcze ani gdzie, ani kiedy, ani jak umrę! Nie wie, czy będę wtedy przygotowany tak, jak wy teraz...“ Miał rację!
Umieć docenić myśl o śmierci, jako wezwanie do życia coraz bardziej wolnego od grzechu i coraz bogatszego w zasługi - to wielka łaska. Prośmy Maryję o tę łaskę! Pamiętajmy, że każdego dnia na świecie umiera około 300 000 osób, z czego około 90 000 umiera niespodziewanie (nagłe zatrzymanie krążenia... i przechodzi się do wieczności!). Kto mi gwarantuje, że dzisiaj i ja nie znajdę się wśród tych 90 000?